Plener fotograficzny nad polskim morzem...

12-15.03.2020 
Łeba (plaża, Wydma Łącka) - Dębki (ujście Piaśnicy) - Smołdzino (Martwy las) - Gdynia (torpedownia)


                 Choćbym nie wiem jak planował plener, z jakim wyprzedzeniem - mogłem brać pod uwagę różne scenariusze: brak pogody, brak chętnych, choroba... Ale nikt z nas na pewno nawet nie "śnił" o tym, że pojawi się koronawirus...
Jeszcze na tydzień przed plenerem, prognozy pogody nie są optymistyczne... Im bliżej - tym lepiej... Coraz więcej mówi się w Polsce też o pandemii koronawirusa ale wierzę, że do nas jeszcze nie dotrze na tyle by był groźny... Nikt z uczestników pleneru nie był też wcześniej za granicą... 

O 3 w nocy wsiadam w Zawoi w zastępczy samochód. Droga mija bardzo spokojnie i w samo południe melduję się na kwaterze w Łebie. Ma nas być 7 osób... Szybko okazuje się, że ostatecznie będzie nas "troje"... Powód - jak wyżej...
Plener rozpoczynamy od zachodu słońca na zachodniej plaży w Łebie. Jest sztorm, wieje ponad 100 km/h... Ale pogoda zrobiła się piękna... Wykonując te zdjęcia, wiedziałem, że będę cały mokry i sprzęt fotograficzny będzie do suszenia ale zaryzykowałem... Słona woda jest najgorsza dla sprzętu elektronicznego... A taka woda i piasek... Na sam zachód nie udało mi się rozstawić nawet statywu, bo wiało tak mocno... Tzn. udało ale zaraz wylądował na piasku...




                 Kolejny dzień rozpoczynamy kilka minut po 4 rano... Jedziemy na wschód słońca do Dębek (całkiem niedawno dowiedziałem się, że właśnie na plaży w Dębkach kręcone były jedne ze scen do filmu "Dzień świra"...). Tutaj też ma swoje ujście rzeka Piaśnica do morza... Miejsce jest na tyle wyjątkowe i niezwykłe, że warto tutaj przyjechać właśnie na wschód słońca... Zawsze na plaży szukamy jakiegoś pierwszego planu i zwykle najlepszym elementem jest jakiś konar... I tutaj też go znajdujemy i "pomagamy" mu się dostać w bardziej fotogeniczne miejsce...:) Po wschodzie jedziemy jeszcze na plażę w Dębkach by sfotografować kutry rybackie ale niestety, w momencie kiedy tam docieramy... słońce zachodzi za chmury...




              Po powrocie do Łeby, robimy sobie przerwę do 13... Na popołudnie zapowiadają deszcz... Ale się nie poddajemy i w strugach deszczu ruszamy do Kluk. Jest tam skansen oraz wieża i pomost widokowy na jeziorze Łebsko. Na miejscu okazuje się, że lokalny potok wylał się na pobliskie pola i nie ma szans byśmy dotarli na wieżę a tym bardziej pomost... Sytuację uratowały by jedynie wodery ale nikt z nas ich nie ma... Dziewczyny mają kalosze ale jak się okaże dnia następnego - też są za niskie... Wracamy zatem do Łeby. Idziemy na obiad do mojej ulubionej restauracji HonoTu. Otwarta jest przez cały rok (jako jedna z dwóch w Łebie!) i prócz wspaniałych obiadów, oferują jeszcze lepsze desery :) Polecam szczególnie bezę Pavlova... Porcja na 2-3 osoby ale zjadam ją sam... :)
W między czasie raz mocnej, raz słabiej pada deszcz, pojawia się też słońce... I tak na zmianę... Ryzykujemy i jedziemy na zachód słońca na plażę zachodnią raz jeszcze... I ryzyko się opłaciło... Choć nadal wieje dosyć mocno to jednak sztorm nieco zmalał a i zachód uda się zobaczyć...





              W sobotę dzień także rozpoczynamy wcześnie rano... Samochód zostawimy na parkingu w Rąbce. W sezonie jest tutaj, zresztą jak w całej okolicy - mnóstwo turystów. O tej porze roku i dnia - nie ma nikogo... Meleksy który dowożą turystów do Wydm - pozamykane. Prognozy są dobre choć od wschodu widać dużo chmur... I to właśnie te chmury, mimo iż nad nami jest bezchmurnie, nie pozwolą nam zobaczyć samego momentu wschodu słońca... Ale jednak mamy szczęście bo chwilę po, słońce zaczyna jednak operować... Nadal wieje bardzo mocno a do tego w nocy pojawił się przymrozek... 




                  Sobotnie popołudnie spędzamy w okolicach Kluk i Smołdzińskiego Lasu. Na zachód słońca idziemy na Martwy Las. Byłem w tym miejscu już kilka razy ale nigdy nie trafiłem tutaj na udany wschód czy zachód słońca... Nigdy też nie widziałem odkrytych przez morze konarów drzew w takiej ilości i w takiej scenerii... Czyli zalanych wodą... Niezapomniany widok... 






              Do pensjonatu w Łebie wracamy z Kasią i Beatą późnym wieczorem... Od dziś w związku z pandemią zamknięto już restauracje i bary więc do HonoTu nie pójdziemy... Szybki hot-dog na Orlenie i do pokoju. Pakujemy się bo 3.30 ruszamy do Gdyni, na wschód słońca przy Torpedowni. To kolejne miejsce gdzie nigdy nie byłem o wschodzie czy zachodzie słońca... Byłem właściwie do tej pory tylko raz i w to w samo południe ale dzięki temu wiem jak tam dotrzeć... Tak mi się wydawało ale google maps miał tutaj odmienne zdanie... :) Ostatecznie trafiamy na parking z którego mamy 150 m na plażę Babie Doły... I był to cudowny wschód słońca na zakończenie pleneru... Po wschodzie dziewczyny wracają do Warszawy a ja ruszam w drogę powrotną do Zawoi... Drogę nieco dziwną bo tak pusto na autostradzie nie było chyba nigdy wcześniej... 







Komentarze

Popularne posty