Okno pogodowe na Babiej Górze...

 29.01.2022 Babia Góra - gdzieś między Sokolicą a Kępą...


             Budzik dzwoni o 3. "Jeszcze chwilkę..." - myślę sobie. 3.55 budzę się kolejny raz więc ta "chwilka" nieco się przeciągnęła... W głowie na dzisiejszy wschód słońca mam kilka lokalizacji... Łapszanka, Polica, Babia... Kilka minut po 5-tej ruszam w kierunku przełęczy Krowiarki. Na drodze ślisko ale jedzie się całkiem dobrze. Gdy ruszam, mam w głowie, że pojadę na Łapszankę ale już na Policznem, zmieniam plan. 5.3o jestem na Krowiarkach. Na parkingu stoją 3 samochody w tym jeden - parkingowego. Trzyma łopatę w dłoniach i odśnieża parking, nie zapominając przy tym o opłacie za mój samochód... 

5.35 zakładam rakiety śnieżne i ruszam na szlak. Obliczam czas i zakładam, że na Sokolicy będę najpóźniej o 6.35 (standardowo wejście na nią zajmuje mi od 45 do 60 min.). Przede mną szła jedna osoba, bez rakiet... Idzie się więc ciężko bo co chwilę, mimo iż rakiety bardzo pomagają, nogi się nieco zapadają... Idę wolniej niż zwykle... Kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt kroków i chwila przerwy... Ostatecznie na Sokolicy "melduję" się o 6.45... Nade mną chmury i nic nie widać na niebie... "Dobrze wybrałem czy może jednak trzeba było jechać na Łapszankę?" - czyli myślenie standardowe :) Na Sokolicy nie zatrzymuję się ani na minutę bo szkoda mi czasu. Zerkam tylko w lewą stronę i na niebie na kilka sekund pojawia się przejaśnienie... Tak naprawdę w te przejaśnienia wierzyłem od początku bo inaczej nawet bym nie szedł... Prognozy je co prawda potwierdzały ale Babia Góra to Babia Góra i niczego nie można być pewnym... Wcześniej założyłem sobie, że idę do 6.50 i niezależnie gdzie będę - zatrzymuję się. "Naginam" ten plan o kolejne 5 minut i zatrzymuję się przy szlaku, między Sokolicą a Kępą. Plecak na ziemię, rozkładam statyw, wyciągam aparat, filtry i wężyk spustowy. Zakładam drugą parę rękawic, grubszych, nieprzewiewnych na cienkie, w których są już ogrzewacze do rąk (założone na parkingu). Mimo iż mróz oscyluje w granicach - 15 C (przez podmuchy wiatru, temperatura odczuwalna jest znacznie niższa...), rezygnuję z kominiarki. Kiedy jestem już gotowy do fotografowania, nagle wszystko zaczyna się odsłaniać... Początkowo na krótkie chwile a im bliżej wschodu, tym więcej widać... 

Światło tego poranka było naprawdę piękne :) I jak tu nie kochać zimy i gór? Nie da się a przynajmniej ja nie potrafię! :)

Przy zejściu czuję się trochę jak Pan z psem na spacerze... Dlaczego? Dlatego, że mam na butach rakiety śnieżne i każda Pani mnie "zaczepia" i pyta czy idzie się w tym wygodnie, dziękuje że przetarłem jej szlak albo po prostu zazdrości "raków" :) Tak czy inaczej jest bardzo sympatycznie... Kilka godzin później przychodzi załamanie pogody i Babiej z Zawoi nawet nie widać...





















Komentarze

Popularne posty