9-12.10.2025 Pieniny ale... nie do końca - warsztaty fotograficzne.
9-12.10.2025 W tym okresie miałem ogromną przyjemność prowadzić warsztaty fotograficzne dla czterech osób w Pieninach. Hmm... Pieniny... Taki był plan ale życie i pogoda go zweryfikowały...
Ale po kolei...
Dużo by pisać dlaczego nocowaliśmy na Spiszu w Kacwinie a nie jak miało być pierwotnie -
w Grywałdzie. Dlaczego jeden z najlepszych fotografów w Polsce nie chciał i nie powiedział gdzie znajduje się pole dyniowe w Pieninach - pozostanie jego tajemnicą choć znalazłem to pole od razu. No i wreszcie dlaczego nie działaliśmy w Pieninach a na Słowacji?
Przed rozpoczęciem warsztatów, jadę do Sromowiec Wyżnych by znaleźć i sfotografować pole dyniowe... Pogoda kiepska bo całkowite zachmurzenie i od czasu do czasu pada deszcz. Zresztą prognozy na całe 4 dni właśnie takie są... Przynajmniej w Pieninach... Od początku jednak widzę, że po drugiej stronie Tatr wygląda to bardziej optymistycznie.
Pierwszego zachodu w Czorsztynie nie widzimy... Co prawda, delikatnie ale to bardzo delikatnie coś tam się przebija przez chmury ale jest to tak "nieśmiałe, że nawet aparatów nie wyciągamy...
Piątkowy poranek mieliśmy spędzić na wschodzie słońca na Trzech Koronach. Prognozy są jednak fatalne więc jedziemy...80 km dalej, w Tatry Wysokie, nad Szczyrbskie jezioro... I wybór okazuje się trafiony bo odsłaniają nam się Tatry i jest naprawdę ciekawie.
Po południ jedziemy ponownie na Słowację i wchodzimy na Wysoki Wierch. Z założenia mieliśmy tutaj być o wschodzie słońca ale... Pod Wysokim Wierchem meldujemy się już o 14. Dlaczego tak wcześnie? Mieliśmy nadzieję, zgodnie z informacjami od Natalia Pacana-Roman, że baca który idzie z owcami z Beskidu Niskiego na Podhale, właśnie tą drogą pójdzie tego dnia... Niestety, z kilku powodów baca zmienia trasę i schodzi przez Białą Wodę do Jaworek a nam zostaje obiad pod Durbaszką. Zresztą bardzo smaczny... Tutaj spotykamy innego prowadzącego warsztaty które jak zwykle (!!!!) twierdzi, że zachodu i tak nie będzie i nie ma właściwie po co wychodzić... Po mojej uwadze, dochodzi jednak do wniosku, że może coś tam będzie ale i tak gdy robi się piękne światło (nagle!), to i tak nie wychodzi z kursantami ze "schroniska".... Czasem ręce opadają bo to nie pierwsza taka sytuacja na jego warsztatach... My w każdym bądź razie absolutnie się nie poddajemy i robiąc zdjęcia po drodze, idziemy z nadzieją na zachód słońca, na Wysoki Wierch... I chwilę przed zachodem robi się pięknie by na sam zachód - wszystko się zasłoniło... Sobotni poranek - ani żadna prognoza ani moja intuicja nie "mówią" by coś pięknego miało się wydarzyć a zatem "odpuszczamy" sobie wschód... Przed 9 jednak ruszamy w kierunku Szczawnicy... "Korków" na drodze jeszcze nie ma ale mimo, to przed Krościenkiem zawracamy. Czekamy na bacę z Redykiem którego nie spotkaliśmy dzień wcześniej. Bo wędruje tego dnia z Krościenka do Mizernej. Którędy? Jedynie baca to wie... Czekamy zatem na nich na przełęczy Snozka. A w zasadzie pod górą Wdżar. Z informacji które dostajemy, wiemy już, że "trochę" sobie poczekamy... Pada deszcz. Ale my się bardzo cieszymy, że nie jedziemy na Redyk do Szczawnicy, patrząc na sznur samochodów który ciągnie się już od Kluszkowiec aż do samej Szczawnicy... O 13 baca kolejny raz nas zaskakuje bo idzie po zupełnie innej stronie drogi, niż my czekamy... Prawie biegiem, udaje nam się jednak dotrzeć przed Redyk - by po 5-10 minutach było już...po...
Pora na zasłużony obiad... Za oknem nadal pochmurnie i pada deszcz ale patrząc na prognozy znów widzę "promyk nadziei". Znów ruszamy na Słowację, tym razem w kierunku Popradu... Im bliżej Tatr, tym więcej widać i większa nadzieja na udany zachód słońca... Gdzie się zatrzymamy? Tego nie wiem do ostatniej chwili... Wszystko zależy od tego gdzie będzie coś ciekawego i gdzie zacznie "się dziać"... Za Kieżmarkiem wypatruję wzgórze a następnie wieżę widokową... Choć początkowo traktuję to miejsce jedynie jako krótki przystanek, szybko okazuje się, że to tutaj zostaniemy i zobaczymy fantastycznie kolorowy zachód słońca...
Kolejny raz okazuje się, że warto ryzykować i nie trzymać się kurczowo, wcześniej ustalonego planu.
W niedzielny poranek znów zachmurzenie całkowite co wykorzystujemy na omówienie wykonanych podczas warsztatów zdjęć i każdy rusza w swoją stronę...
TO były naprawdę bardzo udane dni i za to dziękuję, przede wszystkim uczestnikom warsztatów (którzy byli u mnie już nie pierwszy raz...) - dziękuję za zaufanie i mnóstwo dobrego humoru.
Komentarze
Prześlij komentarz