Wschód słońca na Wielkim Choczu.

6.02.2016 Wielki Chocz (Vel'ky Choc) 1608 m

Tydzień wcześniej mieliśmy tutaj Świtak... Wychodząc z Valaskiej Dubovej było bezchmurnie. Niestety bo dotarciu na szczyt, było totalne zachmurzenie i widoczność na kilkadziesiąt metrów... W sobotę a w niedzielę nie wyszliśmy nawet z Valaskiej bo tak lało...
 
I już wtedy zaświtało mi że muszę tu wrócić jak najszybciej bo czuję niedosyt. 
I pomyślałem o sobocie - najbliżej... We czwartek po sprawdzeniu prognoz, proponuję szwagrowi wyjazd. Mówi że chętnie ale z tego co widział, to w niedzielę mają być lepsze warunki. Do tego w weekend ma zacząć wiać halny... A co za tym idzie, tuż przed są niezwykle kolorowe wschody i zachody słońca. Namawiam go jednak na sobotę. Namawiam też Kubę, które jednak się "wyłamuje"...
 
Pobudka o 1-szej. Szwagier wstaje jednak znacznie później bo dopiero przed drugą... 
2.10 ruszamy jednak spod domu w Zawoi. Zachmurzenie zupełne ale liczę że pod drugiej stronie Babiej Góry będzie inaczej... Niestety - moje nadzieje są złudne... A po przekroczeniu granicy w Chyżnem... Śnieżyca! Ciekawe gdyż żadne prognozy o niej nie wspominały... Sypie coraz mocniej. Po 1,5 h docieramy do Valaskiej Dubovej i nadal sypie - mniej ale jednak... Piszę smsa do Krzysia, który razem ze strzyżowską ekipą "atakuje" fotograficznie Pieniny. Piszę mu że pogoda jest identyczna jak w niedzielę, tylko że miast deszczu - śnieg. 
Ale mam nadzieję że jednak wyjdziemy ponad chmury...
 
Ruszamy z parkingu przy karczmie Janosikowej o 3.55. Szacuję czas wejścia na Wielki Chocz na 2.15... Warunki jednak są zgoła różne od tych sprzed tygodnia. Dosypał śnieg a pod nim... lodowisko... Dość szybko zakładam raczki i równie szybko zaczynam żałować że je zabrałem a nie... raki! Idzie mi się ciężko a szwagier znosi to dzielnie :) On lubi chodzić znacznie szybciej ale na szczycie... pochwali mnie za to tempo :) Ale o tym później...
Zerkam co chwilę na niebo ale widać tylko chmury. Docieramy do Przełęczy gdzie stoi "hotel Chocz" (pięknie nazwany... szałas). Mleko totalne... Chyba przez brak motywacji ( czyt. pogody ), nie spieszy mi się na górę... Ruszam jednak dalej. Im wyżej tym gorzej, jeśli chodzi o pogodę. A do tego dostaję smsa od Kuby, który piszę że praktycznie wg prognoz ICM, nie ma praktycznie szans na przejaśnienia... 
Docieramy do łańcuchów. Jest ok. 6.30 więc idziemy dłużej niż zakładałem. I nawet myślę o odwrocie ale jesteśmy tak blisko że żal by było nie wejść... I dokładnie 2 kroki dalej zerkam na wschód i... pojawia się iskierka nadziei - widać prześwit w chmurach! Lekko pomarańczowy prześwit! 
Łapię "drugi oddech" i przyspieszam nieco kroku. Zerkam w stronę szczytu gdzie wyraźnie widać chmury ale są w nieco czerwonym kolorze... 
Na szczyt dochodzimy ok. 6.45 i aż trudno w to uwierzyć - dokładnie w tym momencie chmury zaczynają się rozchodzić!!! Nie do wiary!!! Rozstawiam szybko statyw, wpinam aparat, podpinam wężyk spustowy i czekam... Liczę choć na "dziury" w chmurach ale to co zobaczymy chwilę później, przechodzi nasze najśmielsze oczekiwania... 
Do dziś mam ten obraz przed oczyma, kiedy chmury się rozstępują i widać tą przestrzeń - niesamowitą przestrzeń z kolorowym niebem i Tatrami w oddali! 
Na szczycie spędzamy ponad 2 h. 
 
Kolejny raz przekonałem się że w górach pogoda zmienia się w ułamku sekundy i zawsze warto czekać... I to nie tylko na warunki pogodowe!
 
Wielki Chocz 1608 m. Takie "okienko" pojawia się dokładnie w momencie kiedy pojawiamy się na szczycie! Robiąc zdjęcie, cieszę się że choć tyle widać...
... nie mając nawet pojęcia o tym co czeka nas za chwilę... Pierwszy raz widzimy Tatry...
I za moment znów to samo... Tylko małe okienko na świat...
Kilkanaście sekund później...
... dzieje się coś co przechodzi nasze oczekiwania...

Z totalnych chmur, robi nam się niesamowite okno pogodowe i aż ciężko w nie uwierzyć...

Ale chłoniemy te chwile...

Jest jak w Mordorze... Te "piekielne" czerwienie i...
... róże - które jak już wielokrotnie podkreślałem, lubię tylko na niebie, w górach :)

...

Dzieje się naprawdę dużo i mam nadzieję że ekipie pienińskiej też się udało z warunkami...

...
Uwielbiam takie "klimaty" nad Tatrami...

Nie ukrywam że to moje ukochane zdjęcie z tego poranka a myślami jestem pod Śnieżką, bo tak mi to przypomina...

...

Szwagier fotografuje w kierunku północnym... A wschodzące słońce podświetla Wielkiego Chocza.
Mała Fatra spogląda spod chmur...

Ech ta przestrzeń...

...

...
Niżne Tatry.

... pierzynka i Tatry zachodnie...

...

...
Dynamika jest duża bo raz słońce podświetla chmurki...

Innym razem nieco mniej...

...

Ostatnie spojrzenie w stronę Małej Fatry...

"Słit focia", "selfi" na szczycie :)
... ze szwagrem Ryśkiem i czas schodzić bo słońce nie chce się już przebić przez chmurki. Ale było pięknie!
 

Komentarze

  1. Wspaniała fotografia. Życzę dalszych sukcesów

    OdpowiedzUsuń
  2. Znów Michale Twoja wiara ranne chmury pokonała !
    Słońce przez nie się przebiło,
    tych widoków dostarczyło ...
    Za to pięknie Ci dziękuję
    i kolejnych oczekuję !

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty