Tatrzański Beskid o zachodzie słońca...
7.11.2017 Beskid k/Kasprowego Wierchu.
Weekend był piękny ale ja niestety, z własnej winy nie mogłem nigdzie pojechać... Poniedziałek też wyglądał bardzo dobrze ale mnie dopiero we wtorek udało się pojechać... Rano, zerkając na kamerki na Kasprowym Wierchu widziałem "morze" mgieł i tylko wystające tatrzańskie szczyty... Zerkam na kamerę jeszcze kilka razy i podejmuje decyzję. Kupuję bilet "on line" na ostatni wjazd na Kasprowy czyli na godzinę 14 tą.
Jadąc do Zakopanego, jadę cały czas w chmurach. Dopiero przed samą zimową stolicą Polski, słońce przebija się przez chmury i widać pięknie Tatry... Parkuję samochód przy rondzie w Kuźnicach gdzie zwykle jest mnóstwo samochodów i turystów. Tym razem nie ma ani turystów a miejsc na parkingu 95% wolnych i nie ma parkingowego... Nawet się zastanawiam czy nie pomyliłem miast ale widać nie. Nawet słynny tatrzański bar mleczny, przy rondzie jest nieczynny.
W wagoniku jedzie nas raptem kilka osób. Ale tylko ja mam bilet w jedną stronę. Reszta to... Reszta po prostu będzie wracać wagonikiem. Do zachodu jeszcze blisko dwie godziny. Ubieram się cieplej i idę w stronę Beskidu. Zakładam raki bo jest dość ślisko choć w drodze powrotnej żałuję, że nie mam rakiet śnieżnych... Zachód jest ładny ale mnie zabrakło kropki nad "i". A może to ja oczekuję czegoś więcej?
O zachodzie jestem już tylko ja i... kilka kozic. Przed 17 tą zaczynam schodzić, nartostradą w kierunku Hali Gąsienicowej, przez Boczań do Kuźnic. Żałuję, że nie mam rakiet bo momentami śnieg jest do połowy uda... Chciałem zrobić nocne zdjęcia przy "Betlejemce" która zwykle tętni życiem a przynajmniej jest światło w środku ale nie tym razem. Cicho, głucho i ciemno...
Kiedy zaczynam schodzić w stronę Boczania, dostrzegam piękne mgiełki nad Zakopanem i "milky way" nad Tatrami. "Zrobię jedno zdjęcie i idę dalej" - to była moja pierwsza myśl. Spędziłem tutaj godzinę...
Reszta drogi minęła mi na śpiewie (by odstraszyć niedźwiedzie) oraz trzymaniu w ręce flary (także na niedźwiedzie). Jedno jest pewne - potrzebowałem tego wyjścia bardzo!
Jadąc do Zakopanego, jadę cały czas w chmurach. Dopiero przed samą zimową stolicą Polski, słońce przebija się przez chmury i widać pięknie Tatry... Parkuję samochód przy rondzie w Kuźnicach gdzie zwykle jest mnóstwo samochodów i turystów. Tym razem nie ma ani turystów a miejsc na parkingu 95% wolnych i nie ma parkingowego... Nawet się zastanawiam czy nie pomyliłem miast ale widać nie. Nawet słynny tatrzański bar mleczny, przy rondzie jest nieczynny.
W wagoniku jedzie nas raptem kilka osób. Ale tylko ja mam bilet w jedną stronę. Reszta to... Reszta po prostu będzie wracać wagonikiem. Do zachodu jeszcze blisko dwie godziny. Ubieram się cieplej i idę w stronę Beskidu. Zakładam raki bo jest dość ślisko choć w drodze powrotnej żałuję, że nie mam rakiet śnieżnych... Zachód jest ładny ale mnie zabrakło kropki nad "i". A może to ja oczekuję czegoś więcej?
O zachodzie jestem już tylko ja i... kilka kozic. Przed 17 tą zaczynam schodzić, nartostradą w kierunku Hali Gąsienicowej, przez Boczań do Kuźnic. Żałuję, że nie mam rakiet bo momentami śnieg jest do połowy uda... Chciałem zrobić nocne zdjęcia przy "Betlejemce" która zwykle tętni życiem a przynajmniej jest światło w środku ale nie tym razem. Cicho, głucho i ciemno...
Kiedy zaczynam schodzić w stronę Boczania, dostrzegam piękne mgiełki nad Zakopanem i "milky way" nad Tatrami. "Zrobię jedno zdjęcie i idę dalej" - to była moja pierwsza myśl. Spędziłem tutaj godzinę...
Reszta drogi minęła mi na śpiewie (by odstraszyć niedźwiedzie) oraz trzymaniu w ręce flary (także na niedźwiedzie). Jedno jest pewne - potrzebowałem tego wyjścia bardzo!
Piękne zdjęcia. Jak ja Ci zazdroszczę, że masz tak blisko do tak cudnych widoków.
OdpowiedzUsuńAleż trafiłeś pogodę :-)
OdpowiedzUsuń