Na Giewoncie o zachodzie słońca...

15.08.2018
Dolina Małej Łąki - Giewont - Dolina Strążyska - Dolina Małej Łąki

         Od jakiegoś czasu wybierałem się na Giewont, na wschód słońca ale ostatecznie trafiłem tam na... zachód. Od kilku dni, obserwując kamery internetowe na Kasprowym, widziałem że zarówno o wschodzie jak i o zachodzie słońca dzieją się tam cuda... Dzień później też tak było ale ja akurat wybrałem... "najgorszy" z nich...
Patrząc na prognozy, szanse na udany zachód oceniam 50/50. A że jestem z tych którzy lubią ryzykować - jadę. Samochód zostawiam na parkingu przy Groniku, u wylotu Doliny Małej Łąki. Niebo zachmurzone. Idzie się bardzo dobrze choć od razu czuję że nie jest to "mój dzień" jeśli chodzi o tempo chodzenia... Ale czasu mam sporo więc wędruję sobie bardzo spokojnie. 
Na Wielkiej Polanie Małołąckiej, nieśmiało zaczyna przebijać się słońce. Tutaj spotykam też młodych turystów którzy informują mnie "proszę uważać bo dziś tutaj w lesie widziano niedźwiedzia...". Z jednej strony nie mam podstaw by im nie wierzyć - z drugiej, ich uśmiechy wydają się nieco podejrzane... Tak czy inaczej, misia nie spotykam :)
Na Przełęczy na Grzybowcu słońce świeci już bardzo mocno. Czyżby prognozy się nie sprawdziły i wypogodzi się na dobre? "Michał - to są przecież Tatry więc w ciągu chwili wszystko może się zmienić..." - myślę sobie... Tak czy inaczej, dokładnie po 3 godzinach wędrówki, staję przy krzyżu na Giewoncie. Mimo iż mamy 15-ty sierpnia, święto - o tej porze na szczycie nie ma już nikogo... Po mnie przychodzi jeszcze 5 może 6 osób ale szybko schodzą w dół... Wyciągam aparat, rozstawiam statyw. Robię zdjęcia bo z pogodą może być różnie... Z dolin zaczynają podnosić się mgły, które co jakiś czas "przelewają" się przez Giewont i tatrzańskie szczyty a chwilami, całkowicie niwelują widoczność... Umówiłem się tutaj wstępnie z Adamem Brzozą który być może dziś dotrze podczas biegowego treningu... Potem się dowiem że zawrócił z Doliny Małej Łąki gdyż dopadł go deszcz... Mnie udaje się zrobić kilka zdjęć ale jakieś 20 minut przed zachodem, przychodzą chmury które ograniczają widoczność do zaledwie kilku metrów... Zaczyna padać deszcz... Kamienie robią się śliskie... Pakuję sprzęt i zaczynam schodzić. Czołówka, łańcuchy, krok za krokiem... Widoczność spada do 2 może 3 metrów... Z powrotem wybieram szlak przez Dolinę Strążyską. W ręce cały czas trzymam flarę w razie spotkania z misiem... Śpiewam jakby mnie nie słyszał... :) Droga dłuży się niemiłosiernie. Stopy bolą coraz mocniej... Adaś przysyła mi mapę pogody na rano. Wygląda że będzie kiepsko... Karol Nienartowicz też dopytuje jak było... Dzięki chłopaki! Tuż przed północą docieram do samochodu. Małe uzupełnienie zapasów napojów na stacji i jadę na Cyrhlę. W planie mam nocleg w samochodzie oraz wejście na wschód słońca na Wielki Kopieniec. Niebo momentami jest bezchmurne... Zasypiam po północy. 3.30 dzwoni budzik... 3.40 kolejny raz... Ostatecznie 4.07 budzę się kolejny raz... Tatry zachmurzone więc na wschód ruszam w stronę Łapszanki... Ale o tym w kolejnej relacji na blogu...

Giewont. Jedna z nielicznych chwil z widokami przed zachodem słońca...
Kiedy wszedłem na Giewont było jeszcze tak...

Piękne, malownicze chmurki...

...
Nad Czerwonymi Wierchami, chmur zbierało się coraz więcej...

Tatry Wysokie...

Zaczyna się w tym momencie prawdziwe "polowanie na światło"...
...

...

Przez dosłownie kilkanaście sekund mam nadzieję na wspaniały spektakl o zachodzie słońca...
Jak to mówią "nadzieja umiera ostatnia..."...

Jest klimatycznie ale niestety tego dnia nic więcej już nie zobaczę...

Zaniosło się całkowicie... Pora schodzić.

Komentarze

Popularne posty